Starałem się jak mogłem, choć trochę odciągnąć złe myśli. I tak sobie teraz kombinuję, że gdyby nie planszówki, to byłoby jeszcze gorzej. Dzięki naszemu ukochanemu hobby udało się jakoś lżej znieść kwarantannę. Szczególnie, że gry, które trafiły na stół były wyjątkowo zacne! Tak, czy siak – ten marzec zapamiętamy wszyscy.
Marzec 2020:
TAPESTRY – Nie wiem w sumie co o tej grze myśleć. Nasza partyjka była prześmieszna, bo zasady do końca nie były jasne, graliśmy niemal „w locie”, z instrukcją w dłoniach. Nie powiem, bawiłem się świetnie, ale głównie ze względu na wyborne towarzystwo. Dawno się tak nie uśmiałem przy żadnej grze. I to nie ze względu na doskonały design, a wręcz przeciwnie. Tapestry niestety zbyt łatwo skrytykować. To taki idealny „chłopczyk do bicia”. Gra jest typowym produktem z kickstartera – mnóstwo niepotrzebnej pracy włożono w „bling”, ale dużo gorzej z mechaniką. Sporo elementów nie spina się w całość, a rozgrywka jest zaskakująco abstrakcyjna. Nie zmienia to faktu, że kilka rozwiązań jest nowatorskich, a część pomysłów uważam za doskonałe. Cóż z tego, skoro układanka z budynkami na planszetce jest durna, mega durny jest balans kart i cywilizacji, a wszystko momentami jest tak losowe, że aż śmieszne. Jasne – fajnie jest wykręcić jakieś mini combo. Radochę sprawia ruch, który łańcuchuje nam kolejne ruchy, ale całość wydaje się niezborna. To jest worek z pomysłami, którym ktoś potrząchnął, mając nadzieję, że się samo ułoży. Chętnie zagram jeszcze raz, chociaż po to żeby sprawdzić czy tam jest coś jeszcze, czy tylko jeden wielki bałagan. Rozgrywka – 9/10 (Specjalne pozdrowienia dla marudzącego Namurenaia i Japanczyka walczącego z instrukcją) sama gra – 6/10 z możliwą tendencją zniżkową.
YOKOHAMA – Bosz... Kwintesencja eurosucharonudy. Nie wiele okazji mam do grania w totalne suchary - z jednego prostego powodu - Unikam ich jak ognia! Jeden rzut oka na planszę i już wiem, że to nie będzie gra dla mnie. Tym razem postanowiłem się poświęcić, bo moi zacni współgracze mieli na ten pumeks wielką ochotę. Nie zrozumcie mnie źle. Ta gra działa! Ale jest tak potwornie wyprana z emocji, pozbawiona jakiegokolwiek momentu ekscytacji i do tego tak bardzo abstrakcyjna i sucha, że powinna być używana jako pochłaniacz wilgoci. Temat nie istnieje. Można dokleić cokolwiek. Zamiana drewna w kapcie, torped w krewetki – miało by równie dużo sensu. Ot koleny „cube pusher”. Partia jest zdecydowanie za długa (tak o godzinę) i potwornie się dłuży, bo w kółko robimy to samo. Dodatkowy minus za to, że gracz który i tak jest na czele stawki dostaje bonusy za „wygrywanie bardziej”. Ech... Nie kumam jak się to może podobać, ale współgracze zadowoleni, więc wierzę, że gra ma wiernych fanów. Ja potrzebowałem po partii odtrucia Żołądkową Gorzką. 5/10
NOWOŚĆ MIESIĄCA:
CLOCKWORK WARS – Znakomity tytuł! Niestety tylko jedna rozgrywka, więc na razie wstrzymuję się z górnolotnymi deklaracjami. Oryginalne mechanicznie 4x, które skupia się głównie na walce o kontrolowanie obszarów. Gra jest bardzo konfrontacyjna, ale aspekt area control na tyle fajnie rozwinięty, że punkty można klepać na kilka sposobów. Niemal wszystko mi się w tej grze podoba poza jednym – po pierwszej partii mam wrażenie totalnego efektu kuli śnieżnej. Jeżeli ktoś na samym początku coś zwali – ma małe szanse na wykaraskanie się z kłopotów. Po prostu będzie biernie obserwował jak grają inni. Za to ten, kto idealnie rozegrał pierwsze tury – będzie niezmiernie trudny w powstrzymaniu go. Gra ma multum ciekawych pomysłów i świetnych rozwiązań, ale przede wszystkim – ma epickie zagrania i momenty, które na długo zostają w pamięci. Wielki plus za to, że gra ma totalnie deterministyczną walkę. Zero losowości. Dawno nie grałem w area control, które tak bardzo połechtało by mój gust. A gatunku jeszcze niedawno chronicznie nie znosiłem. Na razie przyznaje 8,5/10 z możliwą tendencja zwyżkową. Dodatek już zamówiony!
POWRÓT MIESIĄCA:
SCRABBLE – Coś niebywałego! Powróciłem do tej gry po KILKUNASTU latach przerwy. Scrabble było tak zakurzone na półce, że musiałem kurz ściągać niemal brzytwą! Serio nie spodziewałem się, że w ogóle jeszcze w to kiedykolwiek zagram. Ale o partyjkę poprosiła mnie moja dziewczyna i… Się zaczęło. Nagle grać chcieli wszyscy! Moi rodzice (w szczególności Mama), dostali totalnego fizia na punkcie Scrabbli. Skończyło się na tym, że gra została na ich stole, a oni w czasie kwarantanny nie robią nic innego tylko grają we dwójkę w Scrabble (z niewielkimi przerwami na oglądanie seriali na Netflixie). Ja sam zaliczyłem aż pięć partii w tym miesiącu. Gra jest losowa, trąci mychą na maksa, ale dała radochę moim bliskim, więc jestem jej za to wdzięczny. Bez oceny, bo takie chwile są bezcenne!
GRA MIESIĄCA:
NEMETON – Od momentu zobaczenia rozgrywki u Rahdo wiedziałem, że to będzie gra dla mnie. Uwielbiam gry kafelkowe, a jeszcze za SPRYTNE gry kafelkowe – zawsze dałbym się pokroić (mam nadzieję, że oczekujące na półce Tang Garden mnie nie zawiedzie). Nemeton to dziwna gra. Z jednej strony niby pełno tu klimatu, z drugiej strony – gra jest mocno abstrakcyjna. Jesteśmy niby druidami, niby ratujemy las, niby coś tam rosną roślinki... Tere fere. To mogło by dziać się w kosmosie. Nie ma to znaczenia. Gra jest czysto mechaniczna, ale trybiki działają tu jak dobrze naoliwiona maszyna (takie anty-Tapestry ). Kombinowanie sprawia masę przyjemności, jest walka o każdy punkt, a najbardziej podoba mi się to, że z każdą kolejną partią zwiększają się wyniki punktowe i każdy odkrywa jakieś nowe mini-kombosiki, generujące ruchy z których jesteśmy później dumni (wczoraj za pomocą „rybki” udało mi się przepłynąć pół planszy!). Od groma radochy dawała mi każda kolejna partia! Jedyna wada to wkurzająco maciupkie komponenty , ale gra i tak „żre stół”, więc ich powiększenie mogłoby być kłopotliwe. Zachwyt i bez wątpienia nowość (ex-aequo z CW) i gra miesiąca marca 2020! 9/10!