Ależ fajne spotkanie wczoraj
Żal tylko, że w tak licznym gronie rzadko się spotykamy.
Najpierw z Mirkiem w te i nazad przegalopowaliśmy po polach Waterloo. W1815 to idealny filler w oczekiwaniu na pozostałą część ekipy i system, na którym można by stworzyć kolejny tuzin gier o bitwach różnych epok. Trudno się czegoś czepiać w grze, która autentycznie trwa 15-20 min i daje sporo radochy.
Potem odpaliliśmy Peryklesa, a obok Janek, wraz z dawno niewidzianym u nas hanczą, rozpoczęli krwawą strzelaninę w Band of Brothers.
Pierwszą partię Peryklesa potraktowałem wybitnie lekko, bo też różnego rodzaju powiązań między elementami gry jest faktycznie sporo i świadome granie, które niewątpliwie musi być arcyciekawe, możliwe jest dopiero po przyswojeniu całości systemu. Gra reklamowana była jako rozwinięcie systemu zastosowanego w Churchillu i trzeba powiedzieć, że to rozwinięcie bardzo twórcze. O ile COINy trzaskane są od jednej sztancy (co ma swoje zalety), o tyle Perykles jest jednak czymś odmiennym w stosunku do Churchilla. Pozostał system przeciągania liny (choć tym razem między dwoma, a nie trzema graczami), ale cały aspekt wojenny wydobyto na pierwszy plan, dodając warstwę geopolityczną i militarną. Dodano mechanikę ukrytych rozkazów, która zawsze i wszędzie jest świetna.
Całość wydaje się nieco ciekawsza, pomaga też rozjaśnienie warunków zwycięstwa.
Może jedna rzecz podoba mi się mniej w stosunku do COINów: tzn gracze nie mają swoich osobnych frakcji. W Wietnamie, gdzie gra się 2na2, tez wygrywa jeden gracz, ale sojusznicy mają swoje osobne frakcje, unikalne możliwości etc. Tutaj najpierw rozgrywamy między sobą minigierkę o dominację polityczną w danym polis, a następnie wspólnie kierujemy całością sił, właściwie na autopilocie. Rozwiązanie zdecydowanie mniej sexy niż osobne frakcje.
A poza tym im dłużej myślę, tym bardziej mi się podoba. Zwłaszcza, że to naprawdę inna gra niż Churchill. Nie jest to po prostu "naprawiony" poprzednik, tylko coś świeżego, przez co Churchill tez zupełnie do lamusa nie odchodzi. Tam postawiono akcent na negocjacje pomiędzy trójką partnerów i walkę o wpływy na świecie, tutaj negocjacje polityczne bardzo uproszczono i skrócono, bardzo fajnie natomiast rozwinięto aspekt militarny. Mam wrażenie, że sporo jest w tej grze możliwości dobrania się przeciwnikowi do tyłka, choć oczywiście Korynt najbardziej rzuca się w oczy, więc w pierwszej grze to o niego były najkrwawsze walki, ale obszar gry jest większy i kusi ukrytymi możliwościami.
Paweł, dzięki, że nas z tym Peryklesem zapoznałeś. Już zapowiadam, że jestem chętny na partyjkę w nieodległej przyszłości.
Hancza -> Holdfast jest dokładnie tym, o czym piszesz, dlatego tak lubię tę grę. To kapitalna entry game w gatunek gier wojennych. Ostra akcja od samego początku, przejrzyste zasady, a jednocześnie jest tu wszystko, co początkujący wiedzieć powinien (strefy kontroli, stepy bloczków, zaopatrzenie itp.). I tym mocniej żałuję, że wersja pustynna jest zepsuta :/ Co do Russia - zajęcie Sewastopola, to -1RP dla Sowieta co turę. Dołóż do tego Leningrad, i to już -3RP - zagraj Sowietami i zobacz, jak to boli i jak tych punktów brakuje. A Leningrad ze Stalingradem (kolejne -3RP!), utrzymane do końca gry dają Niemcom zwycięstwo. Sama Moskwa zwycięstwa nie daje - trzeba mieć pozostałe dwa miasta (Len. i Sta.) do instanta lub jedno do końca gry. Nie graliśmy jeszcze nigdy na dowolny setup, a taka opcja jest. To może trochę pozmieniać kierunki natarcia. Ale oczywiście generalnie to jest gra o kampanii 1941 roku, więc tu nic więcej nie da rady wymyślić: musisz napierać maksymalnie do przodu, siedzieć Sowietom na karkach i tłuc czym popadnie. Dylemat kierunku jednak się pojawia: czy najpierw uderzać na skrzydła (żeby zbić te 3RP czerwonym), czy może jednak pełną siła na Moskwę? Sowieci tez moga bronić się mniej lub bardziej umiejętnie. Na pewno warto zagrac jeszcze kilka razy,.
A BoB ja kiedyś chętnie spróbuje, choćby dla porównania z CC, CoHem itp.