Fields of fire, Wietnam 1967

Relacje z pojedynczych gier, raporty z sesji oraz rozgrywki rpg na forum.
Awatar użytkownika
berger
Posty: 79
Rejestracja: 02 cze 2011, 08:04
Lokalizacja: Lublin

Fields of fire, Wietnam 1967

Post autor: berger »

Bravo Company, 4th Bn, 9th Inf. Reg, 25th Inf. Div., prownicja Binh Duong, Hố Bò Woods, XT614267, dwie mile na południowy zachód od zakola rzeki Sajgon, 21 stycznia 1967, 1400 hrs. Operacja Ala Moana.

Dlaczego w tym popieprzonym kraju wszystko musi być ekstremalne? Jak pada to leje przez pół roku dzień w dzień. Drugie pół - słońce grzeje tak, że nie da się wytrzymać. Nie mówiąc o pijawkach, pluskwach, moskitach i żmijach. Jest godzina 1400, siedzę sobie w cieniu palm na wyschniętaj na popiół ziemi próbując skończyć rację C. Brudny, zakurzony, utytłany w błocie i nieogolony. Temperatura – stówa, nawet w cieniu. Od tygodnia włóczymy się po indian country, brnąc przez pola ryżowe, zapadając się po pas w mule kanałów, w poszukiwaniu śladów obecności wroga, niszcząc jego zapasy oraz infrastukturę. Cel naszego zadania to odcięcie sił Viet Congu od żyznych terenów prowincji Binh Duong oraz Hau Nghia i próba zablokowania jego większych grup przemieszczających się przez rzekę Sajgon z terenu Żelaznego Trójkąta, gdzie 1 dywizja przeprowadza operację militarną na większą skalę. Teoretycznie. Operacja zippo czyli search and destroy do tej pory wyglądała tak, że przez ten cały czas znaleźliśmy i spaliliśmy zapasy ryżu tylko w jednej z wiosek, a kontakt z wrogiem nawiązaliśmy kiedy Wesley z drugiego plutonu wszedł na punji i kolce przebiły mu lewą stopę. To jego druga rana. Farciarz wraca do domu, dzisiaj rano zabrał go helikopter. Kiedy dwa miesiące temu na przepustce w Sajgonie pijąc zimne baba z lodem (tutaj naprawdę piją piwo z lodem!) na Bui Vien z kumplem z MACV, który zdradzał mi sekrety operacji trochę inaczej wyobrażałem sobie całą sytuację – to przecież tereny Viet Congu, który od kilku lat działał na tym obszarze zdobywając poparcie miejscowej ludności i budował infrastrukturę, umocnienia, bunkry, tunele. A tu, od tygodnia zero kontaktu z wrogiem. Dowództwo zaczyna się niecierpliwić, tym bardziej, że trzy dni temu kompania Alfa z 1/5 odkryła gęstą sieć tuneli na brzegu Rach Son kilka mil na południe od naszej pozycji. Znaleziono tam masę dokumentów, zawierających dane na temat ruchów naszych wojsk, plany kwater i podobno nawet były tam informacje co jadamy i kiedy sramy.

Ale dzisiaj przed południem otrzymaliśmy informację z dowództwa, że Birddog zaobserwował znaczne ruchy sił nieprzyjaciela w okolicach wioski Ben Dinh na terenie Plantacji Filhol tuż przy zachodnim brzegu rzeki Sajgon i że to my mamy nawiązać kontakt z wrogiem oraz zniszczyć go w razie możliwości. Kapitan Benson natychmiast zarządził przemarsz w kierunku PZ, skąd mają nas zabrać helikoptery wprost na miejsce akcji. Po dwóch godzinach mozolnego brnięcia przez dżunglę w końcu udało nam się dotrzeć na miejsce lądowania. Sierżant Drivere powiadomił dowództwo. Drugi pluton ma zająć się zabezpieczeniem lądowiska, reszta kompanii czyli pierwszy pluton oraz siły dodatkowe – obserwatorzy, a także my, RTOs dowódcy kompanii dostaliśmy chwilę czasu żeby odsapnąć. Trzeci pluton złożony głównie ze świeżaków znajduje się w bazie w Củ Chi czekając na rozkazy.

Przed oczami rozpościera się widok na płaski poprzecinany groblami teren pól ryżowych rozciągający się na obszarze mili. Na niebie nie ma ani jednej chmurki. W zasadzie od trzech miesięcy nie było. Dobre miejsce na strefę lądowania pod warunkiem, że nie zostaniemy zauważeni. Dlatego siedzimy sobie ukryci w gąszczu i czekamy na sygnał. Na miejsce operacji ma zabrać nas 12 helikopterów w trzech turach. W pierwszej lecimy my czyli kapitan George Benson i RTOs – ja oraz Leroy Novak, first sergeant Samuel Drivere (Murzyn, podobno jest tu na miejscu już drugi rok, wcześniej służył w pierwszej dywizji), FAC Gene Larson, dowódca pierwszego plutonu porucznik Thomas Russel oraz dwie drużyny jego ludzi i dwie drużyny M60. W drugiej turze reszta pierwszego plutonu, commanding officer czyli porucznik Robert Harvey, obserwatorzy artylerii i moździerzy czyli Larry Ray i Carl Foster, dowódca drugiego plutonu porucznik Anthony Filberti z częścią ludzi czyli pierwsza drużyna oraz dwie drużyny M60. W trzeciej reszta drugiego plutonu oraz drużyny moździerzy 60mm i 81mm. Trzeci pluton pozostaje w odwodzie pod dowództwem porucznika Alana Cowleya. Moim zadaniem jest towarzyszenie kapitanowi i utrzymywanie kontaku z resztą kompanii – na grzbiecie noszę radio PRC-25, oprócz tego mam przy sobie dodatkowe baterie, M16, parę magazynków, kilka granatów, hełm, repellent..

- Bravo six, this is Diamondhead two zero, over.
Kurde, nawet nie dadzą zjeść człowiekowi.
- Bravo six india, go ahead two zero.
- Diamondhead, we're inbound your location. Over.
- Roger, Papa zulu cold. What's your ETA Diamondhead?
- Zero five. Pop smoke.
- Roger. Poping green lime. Out.

No to dokończyłem obiad – mięso w fasoli. Zajebiście. Wyrzuciłem puszkę i podbiegłem do kapitana uzgadniającego plany operacji z dowódcami plutonów. Po wylądowaniu na miejscu pierwszy pluton ma zabezpieczyć lądowisko i zacząć przeczesywać teren w poszukiwaniu wroga oraz umocnień, drugi pluton ma zająć się wsparciem pierwszego oraz kontynuacją zadania. W razie problemów z bazy w Củ Chi w każdej chwili może przybyć trzeci pluton. Wszyscy dostaliśmy rozkazy aby się zbierać. Za chwilę usłyszeliśmy furkotanie helikopterów, które pojawiły się nad odległą linią drzew kierując się w naszą stronę. Rzuciłem zielony granat dymny.

- Diamondhead two zero, I see your green smoke.
- Bravo six india, affirmative Diamondhead.

Cztery maszyny zaczęły obniżać lot i powoli osiadły kładąc ryż i rozbryzgując wodę oraz rozdmuchując zielony dym wokoło. W ciągu minuty zapakowaliśmy się do helikopterów, które od razu zaczęły podrywać się do lotu.
Ostatnio zmieniony 06 lip 2014, 10:34 przez berger, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
berger
Posty: 79
Rejestracja: 02 cze 2011, 08:04
Lokalizacja: Lublin

Re: Fields of fire, operacja Ala Moana, Wietnam 1967

Post autor: berger »

Filhol Rubber Plantation, XT685217, zachodni brzeg rzeki Sajgon, 21 stycznia 1967, 1420 hrs.

Uwielbiam to uczucie włączonej na maksa klimy siedząc w otwartym huey'u na wysokości 1500 stóp. Człowiek zaczyna doceniać takie chwile szczególnie tuż przed monsunem, kiedy temperatura w cieniu potrafi sięgnąć 105 stopni, a wilgotność - 100 procent. Lecimy w pierwszej maszynie w równym szyku, na dole widać nieregularną siatkę ryżowych pól i zalesionych gęsto obszarów dżungli i plantacji poprzecinanych gdzieniegdzie czerwonymi drogami i burymi plamami po bombardowaniach i defoliantach. Nagle na zewnątrz poniżej zauważyłem smugi rakiet, a chwilę później za nimi dwa mknące gunshipy. Oczyszczają strefę lądowania. Helikopter zaczął gwałtownie obniżać lot. Strzelcy także otworzyli ogień, musiałem nasunąć hełm na czoło, kiedy zaczęły odbijać się od niego łuski. Odciągnąłem kurek M16 przygotowując się do opuszczenia maszyny. Zaczęliśmy wyskakiwać zanim płozy dotknęły ziemi, najpierw Drivere, później Larson, Benson, na końcu ja i Novak drugi RTO, pierwszy pluton też już był na zewnątrz. Gdy tylko znaleźliśmy się na ziemi zacząłem strzelać. Wyprułem cały magazynek w krzaki. Helikoptery zaczęły gwałtownie startować.

- Cease fire! Cease fire!

To Drivere. Rozejrzałem się wokoło. W powietrzu unosił się zapach prochu i płonącego fosforu. Co za idiota wybrał na miejsce lądowania pole ryżowe, a w zasadzie ciągnący się daleko na północ pas pól i otwartych przestrzeni. Cold LZ może stać się hot w każdej chwili – widać tu nas jak na dłoni. Wzdłuż pól tuż obok strefy lądowania po zachodniej stronie ciągnie się zielona linia dżungli i plantacji, a od wschodu bambusowy zagajnik, w którego cieniu znajduje się leżąca dokładnie przy lądowisku wioska. Ryżowiska kończą się na południu bambusowym laskiem, a na północy w znacznej odległości doliną znajdującą się pomiędzy dwoma wzgórzami. To idealne miejsce na zasadzkę!

Zauważyłem, że Novak, podobnie jak ja – RTO, z tym, że ma za zadnie utrzymywać kontakt z dowództwem batalionu, oddał słuchawkę Bensonowi, który przytakiwał tylko kiwając ze zrozumieniem – pewnie Manchu six coś znowu chce. Rozejrzałem się wokoło. Rzeczywiście wysoko nad naszymi głowami krąży Loach najprawdopodobniej C&C dowódcy batalionu koordynującego operację.

- OK. Dowództwo obiecuje nam wsparcie, ale liczy na postępy. Russel weź dwie drużyny. Macie zająć wioskę i te bambusy.
- Zrozumiałem. Petersen, Martinez! Ruszcie dupy! Pierwsza drużyna do wioski, druga ma oczyścić te chaszcze! Weźcie ze sobą M60.
- Drivere!
Sierżant właśnie rozglądał się szukając dogodnego miejsca na punkt dowodzenia.
- Za tą groblą, ta kępa krzaków!
Niezawodny Drivere znalazł coś co może dać nam tymczasową ochronę. Skuleni pobiegliśmy tam z Bensonem. Za chwilę dołączył do nas Russel. Na polu wychylając głowę ponad groblę pozostał tylko Larson. Nagle od strony wioski usłyszeliśmy kanonadę M16 i powolny miarowy stukot M60. To pierwsza drużyna!

- Bravo one six, Bravo one one. Over.
- Bravo one six. I can hear you.
- We saw bookoo movement on the hill north of you. I've think we nailed them down.

Nagle zobaczyliśmy błysk ognia, huk i dym unoszący się znad wioski. I pojedyncze strzały SKS.

- Bravo one one what's going on there?!
- Gooks in the village! RPG! We are pinned down here!

To był sierżant Kurt Petersen, jeden z najbardziej doświadczonych ludzi w naszej kompanii. Musieli ich tam nieźle przycisnąć!

Drivere wyrwał słuchawkę porucznikowi.

- Bravo one one, this is Bravo seven. Get the hell out of there!

Wychylił głowę i zacząl krzyczeć do Larsona znajdującego się ciągle na polu.

- Larson! Burn this goddamn VC R&R centre!

FAC kiwnał głową i zaczął krzyczeć coś do słuchawki. Za chwilę odczepił granat, wyciągnął zawleczkę i rzucil w kierunku zabudowań - z krzaków otaczających wioskę zaczął unosić się powoli żółty dym. Larson poprawił hełm, wyjrzał za groblę i uśmiechnięty pokazał kciuk w górę.

- Heads down, fastmovers are coming!

Drużyna Petersena kuląc się wycofała się na pozycje zajmowane przez drużynę Martineza.

Nagle odezwało się radio:

- Bravo six, this is charlie one six, over.
- Bravo six, hear you load and clear.
- Heard that you need some help. Ive got two M48 waiting near right flank, and three in the center. Over.
- Glad to hear that. Proceed with caution. Watch out for ambushes and booby traps.
- Understood Bravo six. Out.

Manchu six, nie kłamał! Dostaliśmy wsparcie – pluton czołgów z 1/69. Z taką siłą ognia powinno się udać.

Kiedy ludzie Petersena byli już bezpieczni, Russel nakazał drużynie Martineza, przemknąć się na porośnięte krzakami wzgórze znajdujące się tuż za wioską, znaleźć jakieś schronienie i zdać raport. Nie zauważyli żadnych śladów wroga i schronili się w gęstym poszyciu. Z tego wzgórza mają widok na całą okolicę – rzeczywiście sam środek terenu zajmują pola ryżowe i puste przestrzenie otoczone od zachodniej strony dżunglą i plantacjami kauczuku, kończące się się doliną na północy. Tuż poniżej wzgórza znajduje się wioska, w której przyciśnięci zostali ludzie Petersena, a dalej na południe ciągną się bambusowe zagajniki. Dwa południowe kwadraty u stóp wzgórza tuż przy prawej flance zajmują drewniane zabudowania wioski. Martinez zauważył też strzechy po drugiej stronie, w północno-zachodnim kwadracie. Po wschodniej stronie już za wyznaczonym terenem operacji znajdują się bagna i wysokie trawy przylegające do brzegu rzeki.

- Dobra. Kiedy wykurzymy żółtków z tej cholernej wioski, przenosimy tam punkt dowodzenia. Drivere zostajesz tutaj, będziesz koordynował akcję rozładunku reszty ludzi. Russel, ty masz oczyścić południowo-wschodnią część terenu. Filberti, jak tylko wyląduje zajmie się północno-zachodnim odcinkiem. Wszystko jasne? Aha do dyspozycji mamy pluton czołgów, więc powinno obyć się bez strat. Powodzenia.

Zbliżające się odgłosy helikopterów zasygnalizowały drugą falę Huey'ów. Drivere wyskoczył z osłony wskazując pilotom miejsce lądowania – z osiadających miękko na ryżowisku helikopterów zaczęli wysypywać się żołnierze: Harvey, Ray, Foster, trzecia drużyna pierwszego plutonu sierżanta Franka Gardnera i ludzie porucznika Filbertiego – dwie drużyny M60 oraz drużyna Michaela Avery'ego. Nagle tuż za nimi z dudniącym hukiem na niskim pułapie przeleciały dwa Thunderchiefy zwalniając z metalicznym szczękiem koziołkujące w powietrzu bomby, które po zetknięciu z ziemią z łoskotem zamieniły wioskę w kulę ognia i czarnego dymu.
Ostatnio zmieniony 05 lip 2014, 08:18 przez berger, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
berger
Posty: 79
Rejestracja: 02 cze 2011, 08:04
Lokalizacja: Lublin

Re: Fields of fire, operacja Ala Moana, Wietnam 1967

Post autor: berger »

Gdy tylko dymy zaczęły opadać Russel z ludźmi Gardnera z podniesioną bronią powoli w tyralierze zaczęli iść w kierunku dymiących zabudowań. Po chwili zniknęli z pola widzenia. Za jakiś czas szczeknęło radio.

- Bravo one six, we've got three dead dinks here. Light mortar team. Area secured. Over.
- Bravo six. Roger that. Out.

Podnieśliśmy się z Bensonem, który wezwał jeszcze porucznika Harveya, Raya i Fostera i podeszliśmy do zgliszcz. To co kiedyś było wioską w chwili obecnej wyglądało przerażająco – dymiące poczerniałe deski chałup, pomiędzy nimi leje po bombach, walające się wszędzie resztki glinianych garnków, koszy, obok zabitych zwierząt kwicząca świnia, którą właśnie dobijał jeden z ludzi Gardnera i trzy rozrzucone częściowo zwęglone ciała. Poza nimi nie stwierdzono innych ofiar. Te małe skurczybyki musiały przeczuwać co się wydarzy i zmyły się wcześniej. Benson powiedział chłodno:

- Wiecie co robić.

- Bravo one six. Martinez check the perimeter north of the hill.
- Bravo one two, roger.

- Bravo one six, Bravo one one. You guys holding up ok?
- Bravo one one. Yeah we're ok.
- All right. Clear the sector south of your position.
- Bravo one one. Affirmative.

Od południowego-wschodu usłyszeliśmy nagle wybuchy i strzelaninę. Z pomiędzy zabudowań na południu powoli z łoskotem wytoczył się M48, za nim drugi, który oberwał pociskiem RPG. Zatrzymał się w odległości i zaczął obracać wieżyczkę. Czołgi musiały zostać ostrzelane z terenu bagien i wysokich traw, przylegających do zabudowań od strony wschodniej w momencie kiedy oczyszczały wioskę. Niestety chaszcze porastające brzeg rzeki znajdują się już poza terenem operacji.

- Bravo six. Charlie one six are you ok?
- Charlie one six. OK. One three run over booby trap, one four and one five cleared villages to the south and should be at your position right now.
- Dinks are shooting at them. RPG and automatic weapons.
- Yeah gooks are beyond right perimeter just on the bank of the river. We leave them to RAGs.
- Bravo six. All right charlie six. Out.

Odezwał się Martinez – zeszli ze wzgórza, zaszyli się w gąszczu traw i zabezpieczyli teren. Nie nawiązali kontaktu z wrogiem.

Na południu Petersen dotarł do kanału będącego odnogą rzeki i zauważył po drugiej stronie przemieszczająca się drużynę Viet Congu – natychmiast otworzyli ogień. Z pomocą przyszedł im unieruchomiony przez minę Charlie one three przyciskając wroga i zmuszając go do odwrotu.

Tuż nad naszymi głowami przeleciały z warkotem cztery huey'e zataczając koło. Charlie one six oraz Charlie one two ugrzęźli w błocie pola ryżowego dokładnie na terenie lądowiska. Drivere musiał nadać sygnał helikopterom wiozącym resztę kompanii żeby wstrzymały się z lądowaniem dlatego krążą teraz nad terenem operacji.

Charlie one four wreszcie ruszył do przodu i dołączył do drugiego czołgu, który zatrzymał się wśród zgliszcz dogasającej wioski. Strzały na prawym perymetrze ustały i odezwały się za chwilę z trochę większej odległości, obok AK47, słychać było również M60 oraz coś cięższego kalibru najprawdopodobniej Browning .50. Rzeczywiście żółtki musiały natknąć się na PBR.

Sytuacja jest dobra. Z pomocą czołgów oczyściliśmy cały południowo-wschodni odcinek, w tym trzy sektory zabudowań. Potwierdziliśmy również trzech VC KIA i zabezpieczyliśmy ich broń: dwa SKS i moździerz 60mm. Petersen i Gardner dostali rozkazy przeczesania jeszcze raz wiosek, które wyczyściły czołgi Charlie one four i five. Może uda im się coś znaleźć. Martinez ma pozostać na pozycji. Charlie one six i two mają teraz wspomagać drugi pluton, którego celem jest wioska na północnym-zachodzie. Porucznik Harvey i dwaj obserwatorzy Ray i Foster mają zająć wzgórze na wschód od wioski, to z którego Martinez rozglądał się po okolicy. W strefie lądowania ma pozostać Drivere, Larson i dwie drużyny moździerzy – sierżanta Stevena Harvella i sierżanta Garry'ego Denslowa, które w tej chwili powinny wyładowywać się z helikopterów.
Awatar użytkownika
berger
Posty: 79
Rejestracja: 02 cze 2011, 08:04
Lokalizacja: Lublin

Re: Fields of fire, operacja Ala Moana, Wietnam 1967

Post autor: berger »

Sprawdziłem zegarek, jest już po piątej. I cholernie gorąco – koszula lepi mi się do grzbietu. Wypiłem potężny łyk z manierki, resztę wylałem sobie na kark. Choć na chwilę powinno to przynieść ulgę. Wyjrzałem poza resztki ściany chaty, w której urządzilśmy punkt dowodzenia. Jeden z czołgów poprzez groble ruszył bezpośrednio na północ na kolejne pole ryżowe i powinien znajdować się teraz dokładnie u wejścia do doliny, drugi skręcił w kierunku północno-zachodnim w stronę drzewek plantacji, powinien mijać jedno ze wzgórz. To niestety jedyna droga na północ, aby ominąć gęste zarośla dżungli porastające zachodnią stronę ryżowiska. Ale co do cholery ludzie Filbertiego robią jeszcze w strefie lądowania? Widzę jak Drivere wydziera się na niego - cwaniak liczył pewnie, że czołgi oczyszczą cały teren i wtedy bezpiecznie wyśle tam swoich ludzi – niestety trzeba zrobić miejsce dla nadlatujących helikopterów i reszty kompanii. Rzeczywiście drużyna z M60 wkroczyły w gąszcz po drugiej stronie lądowiska. Powinni zrobić to wcześniej – jeśli natkną się na wroga, helikoptery pozostaną na otwartej przestrzeni bez osłony.

Hueye właśnie nadlatywały znad dżungli z nosami uniesionymi w górę. Jak tylko płozy dotknęły ziemi przez otwarte drzwi zaczęli wyskakiwać żołnierze: trzecia i czwarta drużyna drugiego plutonu czyli ludzie Louisa Hagerty'ego i Roberta Paddocka oraz drużyny moździerzy 60mm Stevena Harvella i 81mm Garry'ego Denslowa.

Nagle od strony plantacji rozległ się huk i smuga dymu zaczęła unosić się nad drzewami. Pewnie jeden z czołgów nawiązał kontakt z wrogiem. W tym samym momencie z odległości usłyszałem świst nadlatujących pocisków i zobaczyłem serię wybuchów na polu, na które wjechał drugi czołg.

- Bravo six, this is charlie one six. I've run over booby trap and think that I'm under sniper fire from jungle behind the hills. Charlie one two is under mortar fire from rubber plantation from the end of the valley. Keep your men away.
- Bravo six. Roger that. Out.

Droga na północ jest tymczasowo odcięta. Pozostaje obejście z flanki przez dżunglę od południowego zachodu. Na szczęście ludzie Filbertiego nie napotkali przeciwnika.

Porucznik Harvey razem z Rayem i Fosterem dotarli na wzgórze tuż obok CP, skąd mają doskonały widok na całą okolicę i w razie czego będą mogli kierować ostrzałem artyleryjskim.

W międzyczasie porucznik Russel z dwiema drużynami wkroczył do dwóch wiosek na południu, obok rzeki.

- Bravo six. This is One six over.
- Go ahead One six.
- We've found rice supply huge enough to feed whole company and no contact with enemy. Over.
- Bravo six, you know the drill. Victor charlie sympathizer's infrastructure and supplies need to be destroyed. Burn these damn hootches down. Over.
- Affirmative bravo six. Out.

Po chwili znad drzew zaczął unosić się siwy dym płonących wiosek, przez który terkocząc przeleciały helikoptery. Cala kompania znajduje się teraz w obszarze operacji. Drivere ulokował ludzi Harvella i Denslova każąc rozstawić im moździerze wśród ryżu dokładnie pośrodku strefy lądowania i dyskutuje teraz z Filbertim, którego ludzie czekają leżąc poukrywani za groblami.

Tymczasem Charlie one six wyjechał z pomiędzy drzewek plantacji kierując się na zachód w stronę pola ryżowego. Nie napotkał kontaktu z przeciwnikiem. Powinien dokładnie na północy widzieć zabudowania wioski. Charlie'mu one two udało się wyjechać spod ostrzału, ruszył w ślad za czołgiem dowódcy. Zatrzymał się pośrodku plantacji próbując zlokalizować snajpera prowadzącego ostrzał zza wzgórz. Charlie one three z warkotem zatrzymał się w mule lądowiska.

Równolegle do czołgów idąc skrajem dżungli, przeczesywali obszar ludzie Filbertiego. Drużyna Avery'ego zapuściła się na teren bagien i gąszczu mangrowców, pozostawiając w odwodzie M60. Brnąc po kolana w mule i przedzierając się przez chaszcze Avery zauważył pośród moczarów ciągnących się w kierunku południowym skradającą się drużynę Viet Congu. Natychmiast otworzyli ogień, po chwili dołączyła się drużyna M60 – przyciśnięte żółtki złapane w ogień krzyżowy pochowały się wśród gałęzi.

- Bravo two six. Bravo two one, can you hold your position?
- Bravo two one. No problem for the moment six.
- Roger. Have you been able to spot the enemy?
- Yeah, they’re in the swamp in front of me. We've pinned them down with mike
sixty. Have we got some air support on the way?
- Hold on a minute.

Filberti znany jest ze swojej ostrożności i z tego, że nie nigdy nie da zrobić krzywdy swoim ludziom. Żołnierze uwielbiają go za to.

- This is bravo seven. Bravo two one, is the situation serious?
- Hmm. Might be.
- OK. I'll send foxtrot oscar to you.
- Roger that. Out.

Nie wiem w jaki sposób Filberti dogaduje się z Driverem, ale sierżant natychmiast wysłał Larsona z pomocą. FAC, gdy tylko dobiegł do stanowiska, skąd strzelał M60 i zorientował się w sytuacji zaczął wzywać wsparcie z powietrza.

- Cottonmouth one five ready for check in.
- Sword zero one. Check in. Flight of two Thuds at three thousand feet, about ten klicks northwest of Biên Hòa heading north, mission number Hotel one four eight. Each have four Mk-82, two cans of nape and two hundred rounds of twenty mike mike.
- Copy that. Your target is victor charlie troops hidden in the mangroove swamp at 683216. There is no enemy gunfire yet. Closest friendly positions are north in the swamp and north east in the jungle. The best run-in is east west parallel to friendly lines.
- Affirmative. We'll start with Mk-82s, followed by nape and finish with 20 mike mike.
- Roger. I'll mark my position with lefty lemon.
- Understood. We'll be over target in zero three. Out.

Larson odczepił granat i rzucił w kierunku przyciśniętych żółtków. Po chwili odezwało się radio.

- Cottonmouth one five, this is Sword zero one, we're aproaching the target.
- Do you see my smoke Zero one?
- Affirmative. Yellow smoke in sight.
- Just put high drags about hundres meters to the south.
- Roger that.

Tuż nad głowami przeleciały w kierunku zachodnim dwa thunderchiefy, a chwilę później usłyszałem huk i łunę nad dżunglą. Za niecałą minutę samoloty zawróciły, tym razem w kierunku wschodnim, zrzuciły napalm pozostawiając po sobie wypalony do korzeni obraz śmierci i zniszczenia i odleciały w kierunku lotniska.

Powoli zapada zmierzch. Siedzę oparty o ścianę chaty, paląc lucky strike'a. W powietrzu słychać cykanie cykad i brzęczenie moskitów. Jak ja nienawidzę insektów. Wysmarowałem ręce i twarz płynem na owady, mając nadzieję, że może trochę je to odstraszy. Benson ciągle dyskutuje z dowództwem batalionu. Filberti wreszcie zebrał do kupy swoich ludzi i wszyscy ruszyli wgłąb dżungli za pierwszą drużyną. Avery nie zanotował strzałów z terenu bagna – bomby i napalm musiały zmusić żółtków do wycofania się. Charlie one two stojąc pośrodku plantacji ciągle próbuje zlokalizować samotnego snajpera, a Charlie one six powinien brnąc przez błota pola ryżowego, powoli wjeżdżać do wioski w północno-zachodnim kwadracie. Odezwało się radio.

- Bravo six this is Charlie one six over.
- Hear you charlie one six.
- I've got another sniper. Hidden in the rice field on the western ridge of the valley.
- Roger that. Can you take him out?
- No problem. Out.

Nagle odezwało się radio Novaka.

- Bravo six. This is Manchu six. We're short of time. I need you to clear two sectors now. Do you copy? Over.
- Bravo six. Copy that. Out.

Staruszkowi ciągle wydaje się, że my siedzimy tu na tyłkach, nic nie robimy i że to lotnictwo załatwia całą robotę. Benson wyrwał mi słuchawkę.

- Charlie one six. This is Bravo six.
- Charlie one six. Over.
- Could you send rest of your tanks to the north of my position? Over.
- Positive. Out.

Charlie one six pozostał w wiosce, z pomiędzy chat obserwując porastające ryżem tarasy zachodniego wzgórza. W kierunku wzniesienia ruszył charlie one two wyjeżdżając spośród drzew plantacji i mozolnie pnąc się pod górę wypatrywał przeciwnika. Kiedy znalazł się na szczycie zauważył uciekającego samotnego snajpera, który właśnie skrył się w gąszczu drzew znajdujących się po drugiej stronie, już za terenem operacji. Zlokalizował też dwie rozbite drużyny Viet congu. Te które przycisnęli ludzie Petersena, kiedy pierwszy raz nawiązali kontakt z wrogiem.

Po chwili pozostałe czołgi – Charlie one three z terenu lądowiska i Charlie one four oraz five z naszego sektora, ruszyły przez pustą porośniętą trawą przestrzeń na północ. Jeden z czołgów stanął w trawie tuż przy centrum dowodzenia, drugi wjechał na ryżowisko porastające wschodnie wzgórze, a trzeci zatrzymał się na polu pośrodku doliny, dokładnie pomiędzy dwoma pagórkami. Po chwili odezwało się radio – nie napotkali kontaktu z przeciwnikiem, poza snajperem, który dwie godziny temu próbował ostrzelać czołgi przejeżdżające przez plantację znajdującą sie u stóp wschodniego wzgorza. Sukinkot znalazł tu sobie niezłą kryjówkę. Niestety zdążył uciec zanim czołgi odpowiedziały ogniem. No, teraz Manchu six powinien być zadowolony.

Gdy tylko drugi pluton znalazł schronienie w gęstwinie dżungli, Filberti truchtem przez pole ryżowe przy zachodniej flance wysłał drużynę Avery'ego z drużyną M60 na północ w kierunku wioski zajętej przez Charlie one six.

W zapadających ciemnościach Ludzie Filbertiego weszli do wioski, nie znaleźli niczego – ludzi, sprzętu, zapasów. Pomimo tego Benson nakazał wszystko spalić. Drużyna M60 zabezpieczyła broń
partyzantów rozbitych na wzgórzu – pięć nowiutkich AK-47 i dwie wyrzutnie rakiet RPG, oraz ich mapy i dokumenty. Okazało się, że byli to żołnierze z drugiego batalionu 316 regimentu Viet Congu.

Nagle tuż nad naszymi głowami z warkotem przeleciał ledwo widoczny w mroku OH-6. Za chwilę odezwało się radio Novaka.

- Bravo zulu, Alpha six. Rally your men. I'm sending choppers for you. Out.
Ostatnio zmieniony 05 lip 2014, 08:20 przez berger, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
berger
Posty: 79
Rejestracja: 02 cze 2011, 08:04
Lokalizacja: Lublin

Re: Fields of fire, operacja Ala Moana, Wietnam 1967

Post autor: berger »

Filhol Rubber Plantation, XT685217, zachodni brzeg rzeki Sajgon, 21 stycznia 1967, 2300 hrs.

Siedzę wewnątrz startującego huey'a z nogami zwisającymi nad płozami. W dole widać łunę nad płonącą wioską, w oddali światło księżyca odbija się w wodach leniwie płynącej rzeki. Dowództwo jest zadowolone. Kilkakrotnie nawiązaliśmy kontakt z wrogiem, umiejętnie korzystając ze wsparcia lotnictwa rozbiliśmy dwie drużyny Viet congu. Zanotowaliśmy w sumie 8 VC KIA. Zabezpieczyliśmy ich sprzęt: dwa SKS, pięć AK-47, dwa RPG z amunicją i moździerz 60mm. Udało nam się również przechwycić dokumenty oraz mapy przeciwnika. Założone cele zostały osiągnięte – zajęliśmy wszystkie osiedla na wyznaczonym obszarze, zlokalizowaliśmy oraz zniszczyliśmy zapasy ryżu w jednej z wiosek, zniszczyliśmy lub wyparliśmy wroga z terenu operacji. Żołnierze Viet congu postępowali zgodnie z wypracowaną taktyką, atakując nasze siły, aby później zniknąć w buszu. Na szczęście kontakt z przeciwnikiem okazał się niezbyt intensywny, dodatkowo otrzymaliśmy ogromną pomoc w postaci plutonu czołgów kompanii C z 1/69 już podczas pierwszych godzin operacji. Nie zanotowaliśmy strat własnych.
Ostatnio zmieniony 05 lip 2014, 08:19 przez berger, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
berger
Posty: 79
Rejestracja: 02 cze 2011, 08:04
Lokalizacja: Lublin

Re: Fields of fire, operacja Ala Moana, Wietnam 1967

Post autor: berger »

Zdjęcia wykonane przez mnie na terenie operacji:

Ścieżka przez busz, plantacja kauczuku, okolice wioski Bến Đình, prowincja Bình Dương.

Obrazek

Kępa bambusów, Bến Đình, prowincja Bình Dương.

Obrazek

Chata ukryta w gąszczu.

Obrazek

Patrol Viet congu, na bagnach wśród mangrowców.

Obrazek

Szczegółowa mapa z zaznaczonym terenem operacji:

Obrazek
Awatar użytkownika
berger
Posty: 79
Rejestracja: 02 cze 2011, 08:04
Lokalizacja: Lublin

Re: Fields of fire, Wietnam 1967

Post autor: berger »

Bravo Company, 4th Bn, 9th Inf. Reg, 25th Inf. Div, Củ Chi Base Camp, XT664157, 23 stycznia 1967, 2130 hrs.

Dziennik G. Bensona

Po udanej operacji w okolicy Bến Đình, dałem ludziom trochę wolnego. Załatwiłem im parę skrzynek ba moui ba – pewnie teraz piją w Waikiki razem z plutonem pancernym z kompanii C z 1/69. Zasłużyli na to. Podczas tej akcji zdobyli sporo doświadczenia, szczególnie pierwszy i drugi pluton. Paru chłopaków Petersena i Martineza z pierwszego plutonu wysłałem na R&R. Niestety dzisiaj otrzymałem informację od dowódcy batalionu, że leader trzeciego plutonu został przeniesiony do dowództwa dywizji. Skurczybyk Cowley siedział tu na tyłku, kiedy my ganialiśmy po polu z karabinami i wychodził to sobie. Trudno. Zgłosiłem zapotrzebowanie na jego zastępcę, do tego czasu trzeci pluton na razie bez dowódcy pozostaje pod opieką Maxwella Owensa. To dobry sierżant. Jutro rano cała kompania wylatuje do FSB Tennessee na północy, w celu przejęcia nadzoru nad obroną bazy.

Poniedziałek, 23 stycznia 1967.
Awatar użytkownika
berger
Posty: 79
Rejestracja: 02 cze 2011, 08:04
Lokalizacja: Lublin

Re: Fields of fire, Wietnam 1967

Post autor: berger »

Trzeci pluton, Bravo Company, 4th Bn, 9th Inf. Reg, 25th Inf. Div., prownicja Binh Duong, FSB Tennessee, XT583333, 1 km na południe od Boi Loi Woods, 2 lutego 1967, 1700 hrs.

Jutro ruszam na swój pierwszy bojowy patrol. Od dzisiaj zastępuję porucznika Alana Cowleya, który dostał awans i został przeniesiony do dowództwa dywizji – podobno miał niezłe chody. Rano, gdy tylko przyleciałem do Củ Chi i zameldowałem się u dowódcy batalionu od razu zostałem skierowany do bazy Tennessee. Przez żołnierzy znana jako Grzyb, dlatego, że położona jest w zakolu rzeki Sajgon, której linia brzegowa widziana z pokładu helikoptera, rzeczywiście tworzy coś w rodzaju kapelusza. Sama baza znajduje się w "nóżce" i położona jest na niewysokim wzgórzu. Od południa otoczona polami ryżowymi rozciągającymi się na obszarze 2-3 km, znajdującymi się wewnątrz "kapelusza", od północy lasami, wchodzącymi w skład francuskich plantacji. Tennessee położona jest na granicy trzech prowincji – Binh Duong, Hau Nghia i Tay Ninh – podobno tereny te mocno zinfiltrowane przez siły komunistyczne, są silnie ufortyfikowane przez bunkry oraz tunele i stanowią najkrótszą drogę dla żołnierzy Viet congu przemieszczających się z Kambodży na teren Żelaznego Trojkąta. Kompania Bravo została ulokowana w Tennessee, gdzie wspiera obronę oraz przeprowadza regularne patrole wokół bazy. Na jej terenie znajdują się dwie baterie 105 oraz 155mm, bunkier TOC, bunkry piechoty, latryny oraz helipad.

Po przylocie na miejsce, po dłuższej chwili znalazłem kapitana Bensona w bunkrze punktu dowodzenia o konstrukcji utworzonej z płyt PCP oraz worków z piaskiem (jak wszystko wokół). Na prowizorycznych biurkach naprzeciw wejścia stały cztery radia PRC 25 i PRC 10. Na środku wokół stołu utworzonego z dwóch odwróconych skrzynek po amunicji siedział kapitan, a z nim trzech facetów, którzy grali w karty: rosły, umięśniony Murzyn, który nie odzywał się, tylko czujnie mnie obserwował, niski, szczupły facet o lekko kędzierzawych włosach i świdrujących małych oczkach i blondyn, który ciągle śmiał się kiedy obstawiał stawki. Z głośników było słychać Buffalo Springfield - For What It's Worth. Jak się później okazało oprócz kapitana miałem okazję poznać sierżanta Drivere, porucznika Filbertiego oraz Roberta Dugana – RTO dwodcy kompanii. Benson powiedział mi, że jutro ruszam na patrol z moim plutonem i uspokoił, tłumacząc, że dostanę spokojny teren na południe od bazy. Następnie wysłał Filbertiego, żeby pokazał mi drogę do moich ludzi. Filberti poprowadził mnie przez teren bazy wśród zakurzonych worków, płyt PCP, buldożerów, zbiorników na wodę, pełnych skrzynek z amunicją i walających się wszędzie pustych łusek od 105 i 155, tłumacząc, że będę miał jednego z najlepszych sierżantów w kompanii. Większość moich ludzi to świeżaki, ale przynajmniej sierżant jest facetem, na którym można polegać.

Kiedy wyszliśmy zza worków, zobaczyłem moich ludzi – napełniających worki, rozciągających drut kolczasty, kopiących szambo – czyli robiących zwykłą robotę. Cały pluton, ponad trzydzieści twarzy, które musiałem poznać, wydawały mi się jednakowe, pomimo tego, że byli biali i czarni, niscy i wysocy, blondyni i bruneci. Zauważyłem, że wszyscy na mnie spoglądają – jestem człowiekiem, najważniejszym dla nich przez następne parę miesięcy, od którego będzie zależało ich życie. Gdy podszedł do nas wysoki, kościsty facet, Filberti powiedział, że jest to sierżant Max Owens i zostawił nas samych. Owens podał mi rękę powiedział – Witam w Namie poruczniku – i zapytał gdzie są moje graty. Miałem tylko świeżutki mundur polowy i plecak, a w nim kilka książek, kompas, parę racji.

- Gdzie są twoje graty? – zapytał ponownie.
- Tylko to mam.
- Rozmawiałeś z sierżantem Higginsem, kiedy byłeś w Củ Chi, poruczniku?
Potrząsnąłem głową – A kto to jest sierżant Higgins?
- Sierżant od zaopatrzenia. W Củ Chi.
- Hmm. Nie miałem czasu w Củ Chi. Powiedzieli mi, że sierżant jest zajęty.

Owens odwrócił się i krzyknął – Dawać mi tu radio! – Za chwilę przybiegł chudy, lekko rudawy młody chłopak w okularach (był to mój RTO – Tony Scott) i podał mu słuchawkę.

- Dawać mi Higginsa! - wrzasnął, kiedy dodzwonił się do kompanii w Củ Chi.
- Nie! Teraz! - krzyknął do słuchawki.
- Higgins! Mówi sierżant Owens. Dzisiaj przyleciał mój nowy porucznik, podobno nie miałeś czasu, żeby się nim zająć? Dobrze słyszałem?
- Higgins, powiem to tylko raz – jeśli jeszcze raz coś takiego się wydarzy, ja będę pierwszą osobą, która wsiądzie do helikoptera i zajmie się tobą! Zrozumiałeś?
- Dobrze. Potrzebuję: szelek, dwóch bandolierów, M16, dziesięć magazynków, manierkę i kubek, śpiwór, ręcznik, dwie pary skarpet, ponczo, lornetkę, mapnik, latarkę, dziesięć plastikowych worków. Teraz!
- Nie! Chcę graty dzisiaj! Myślisz, że kim on jest? To jest nowy three six i chcę widzieć jego graty wieczorem! Nie zmuszaj mnie żebym wsiadł do huey'a i skopał ci tyłek!

Owens oddał słuchawkę RTO i wkurzony powiedział, że czasem należy powiedzieć tym na tyłach, co się o nich sądzi. Mój sprzęt przyleciał wieczorem.



Z powodu braku własnych zdjęć wrzucam link terenów otaczających FSB Tenessee widzianych z pokładu helikoptera:

http://www.tank37.com/#/the-birds-other ... etnam_0375
Ostatnio zmieniony 07 lip 2014, 17:06 przez berger, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
berger
Posty: 79
Rejestracja: 02 cze 2011, 08:04
Lokalizacja: Lublin

Re: Fields of fire, Wietnam 1967

Post autor: berger »

Prowincja Hau Nghia, Rezerwat Kauczuku, XT570308, 3 lutego 1967, 0700 hrs.

Przed chwilą cały pluton został przewieziony helikopterami przez rzekę Sajgon i wysadzony na niewielkim wzniesieniu wśród falujących traw po drugiej stronie, już na terenie prowincji Hau Nghia. Zameldowałem do dowódcy kompanii, że lądowanie przebieglo zgodnie z planem i oddałem słuchawkę Scottowi. Rozejrzałem się. Wokół mnie same pytające twarze: dowódcy drużyn – sierżant Owens, Patrick Callahan oraz Francis Nemchik, leaderzy M60 – John Scanlon i Donald Newman. Dodatkowo do tej misji kapitan przydzielił mi obserwatorów: Larry'ego Raya i Carla Fostera, a także drużynę moździerzy 60mm Stevena Harvellla. Wszystkie drużyny wyposażone są w radia PRC 25, jedno radio posiada także Larry Ray. Dowódcy drużyn dostali również granaty fosforowe oraz dymne w celach osłonowych i w przypadku oznaczania własnej pozycji podczas wsparcia z powietrza. Omówiłem z ludźmi także sygnały pirotechniczne: czerwony oznacza odwrót, zielony – wstrzymanie ognia, żółty ma mieć zastosowanie podczas nalotu, fioletowy – podczas wzywania helikoptera ewakuacyjnego. Akcję koordynuje kapitan Benson z TOC w Tennessee. Sierżant Drivere, również przy radiu w bazie, ma za zadanie uzgadniać wszystkie ruchy drużyny Harvella oraz obserwatorów Raya i Fostera.

Odwróciłem się. Słońce wstało jakieś dwie godziny temu i już zaczyna przypiekać. Dlaczego nikt nie mówił, że tutaj jest tak gorąco? Wytarłem twarz ręcznikiem. Wokoło rozciąga się płaski niemalże teren, z ciągnącymi się po horyzont polami. Tuż za nami poniżej widać szerokie na jakieś ćwierć mili zakole rzeki. Jej mętne wody tworzą rozlewiska, na których przygarbieni rolnicy w słomkowych kapeluszach sadzą ryż. Około dwóch kilometrów dalej, rysuje się wystający powyżej pomarańczowo-bury kształt bazy, a na jej tle zielona linia lasów, ukryta teraz za delikatną mgiełką. Przed nami, jakieś kilkadziesiąt metrów, z wysokiej trawy wyrastają strzeliste, nagie drzewa, pozbawione gałęzi i z rozrastającymi się na czubkach zielonymi koronami liści. W ich cieniu splątany gąszcz buszu – tamtędy biegnie droga naszego patrolu. Nieco dalej dokładnie naprzeciw nas wyrasta porośnięte dżunglą wzgórze. Spojrzałem na mapę. Naszym zadaniem jest oczyszczenie ciągnącej się w kierunku południowym trasy przemarszu wśród buszu, bambusów i kauczuków. Dokładnie przez środek tego terenu od zachodu zygzakiem pomiędzy niewielkimi wzgórzami i zielonymi plamami dżungli biegnie pas pól ryżowych.

Obrazek

Obrazek
Awatar użytkownika
berger
Posty: 79
Rejestracja: 02 cze 2011, 08:04
Lokalizacja: Lublin

Re: Fields of fire, Wietnam 1967

Post autor: berger »

Próbuje sobie przypomnieć wszystko czego uczyli nas na szkoleniu. Pomimo zapewnień dowódcy, że teren jest spokojny i że możemy natknąć się tylko na lokalne oddziały Viet congu wolę mieć oczy dookoła głowy. Zawołałem Owensa – jego drużyna pójdzie przodem. Sierżant natychmiast zebrał swoich ludzi, wyznaczył człowieka mającego iść na szpicy i chwilę później brnąc przez wysokie trawy wszyscy zniknęli w gąszczu. Jakiś kwadrans później odezwało się radio.

- Three six this three one. Over.
- Three six. Over.
- We've got negative contact with enemy and we've found good cover here. Over.
- Understood three one. Stay at position. I'll send mike sixty teams to you. Out.

Wysłałem Scanlona i Newmana za pierwszą drużyną. Gdy tyko dotarli na miejsce i ukryli się w gąszczu wydałem rozkaz Owensowi żeby ruszał dalej. Odezwał się za pół godziny, zdając raport, że nie natknęli się na przeciwnika oraz że wzgórze, które zajęli przed chwilą stanowi doskonałą pozycję obronną, dodatkowo ze względu na dobry widok na cały teren operacji można z niego koordynować ostrzał artyleryjski. Na razie wszystko idzie zgodne z planem. Rozkazałem ludziom Owensa pozostać na pozycji, zebrałem resztę plutonu i ruszyliśmy przez trawy w kierunku gęstwiny.

Gdy tylko przekroczyliśmy linię lasu poczułem przyjemny chłód cienia. Spojrzałem w górę – przez korony drzew sączyły się promienie słońca, usłyszałem śpiew ukrytych wśród liści ptaków i pomyślałem sobie, że jest tu tak spokojnie. Nie mając ani razu po przylocie kontaktu z wrogiem nie byłem w stanie wyobrazić sobie wojny w takim miejscu. Żołnierze szli powoli wśród drzew nerwowo rozglądając się na boki, zagłębiając się co raz dalej w gąszcz. Gdy podeszliśmy prawie do podnóży porośniętego dżunglą wzgórza, natknęliśmy się na drużyny M60 ukryte wśród chaszczy. Rozkazałem żołnierzom zatrzymać się, Scanlona z Newmanem wysłałem w ślad za pierwszą drużyną, a Owensowi wydałem rozkaz ruszać dalej naprzód jak tylko dotrą na jego pozycję. Za chwilę dołączyli do nas wysłani przez Drivere'a obserwatorzy i sekcja moździerzy. Po chwili odezwała się drużyna M60 – dotarli na wzgórze rozstawili karabiny w ukryciu i osłaniają ludzi Owensa przedzierającego się przez gąszcz w kierunku leżących poniżej pól ryżowych. Czekając na sygnał, przekazałem SITREP Bensonowi – podobno dowództwo batalionu zażądało szczegółowego raportu. Nagle z oddali usłyszałem strzał. Za chwilę kolejny. Odezwał się Owens.

- Three one. We got stuck in the middle of a damned field pinned down under sniper fire!
- Three six. Could you locate him? Over.
- Wait a minute six. Get up your asses.. - kiedy sierżant probował poderwać swoich ludzi, Drivere od razu wysłał obserwatorów i ludzi Harvella na wzgórze.
- Three one. I think we saw where this son of the bitch is shooting from. He is hidden in the bush south east of our position. Behind the next field.
- Three six. Hold your position. I'm sending two mike sixty. Out.

Natychmiast kazałem Scanlonowi i Newmanowi zbiec ze wzgórza i wspomóc ogniem przyciśniętą pierwszą drużynę, drugą czekającą ciągle przy mnie wysłałem na wzgórze. Za chwilę usłyszałem jak do strzelaniny zza wzniesienia dołączają się odgłosy M60.

- Three six. How's the situation. Over?
- Three one. I can't see enemy fire. Over.
- Understood. Can you go further three one? Over.
- Yeah we can go. Out.

Drużyna Owensa osłaniana ogniem M60 Scanlona i Newmana biegiem ruszyła w stronę ciemnozielonej kępy bambusów na południu. Okazało się, że snajper został przyciśnięty albo zbiegł niezauważony. Przy mnie została tylko trzecia drużyna oraz RTO. Druga ukryła się na wzgórzu razem z Rayem, Fosterem i ludźmi Harvella. Do tej pory udało nam się oczyścić połowę wyznaczonej trasy przemarszu i tylko raz nawiązaliśmy kontakt z wrogiem, któremu najprawdopodobniej udało się uciec. Jak do tej pory, nie jest źle.

Nagle z odległości usłyszałem wybuch i odgłosy najprawdopodobniej AK47. Odezwał się Owens krzycząc do słuchawki. Zostali ostrzelani pociskami RPG i ogniem automatycznym z gęstej trawy porastającej południowy stok wzniesienia, przy którym się znajdowali. Spojrzałem na mapę. Kurde, wróg znajduje się poza polem widzenia obserwatorów. Stanąłem przed decyzją: wycofać drużynę czy zostawić ją pod ostrzałem. Wydałem rozkaz Owensowi żeby poderwał swoich żołnierzy i następnie spróbował zlokalizować skąd padają strzały. Udało mu się – okazało się, że natrafili na bunkier skierowany prosto na nich. Szybko nakazałem podać namiary Rayowi i ruszyć do przodu poza strefę ognią. Ray zaczął wzywać wsparcie ogniowe, prosząc o pociski fosforowe, tak żeby udało się przemknąć żołnierzom przez pole ostrzału bunkra.

- Cannon four niner this is cannon four one. Adjust fire. Over.
- Cannon four one this is Cannon four niner. Out.
- Cannon four one, grid XT569300, direction 4200, distance 300. Two squads in the bunker in the open, danger close, WP, ICM in effect. Over.
- November, WP, 4 rounds, target number alpha 1640. Shot over.

- Three six, direct hit!

- Cannon four one, fire for effect. Over.
- Cannon four niner, fire for effect. Out.

Gdy tylko pociski zaczęły spadać na cel, zasłaniając go całkowicie, wysłałem Scanlona w ślad za żołnierzami pierwszej drużyny, pozostawiając na polu Newmana, któremu nakazałem wstrzymać ogień. W międzyczasie Drivere nakazał zejść ze wzgórza Harvellowi i ustawić moździerz na środku ryżowiska. Gdy tylko Scanlon dotarł na miejsce, drużyna Owensa ruszyła do przodu próbując wydostać się z kępy bambusów dalej w kierunku kolejnego pola ryżowego. Niestety, gdy tylko znaleźli się wśród ryżu jeden z żołnierzy zahaczył nogą o potykacz. Na szczęście wszyscy zdążyli rzucić się na ziemię. Nikt nie oberwał.

Kiedy partyzanci w bunkrze zostali przyciśnięci, nakazałem Scanlonowi kontynuować marsz, dołączyć do ludzi Owensa i rozstawić M60 w ukryciu za groblą. Ray nadal koordynował ostrzał tym razem prosząc o HE i zmuszając załogę bunkra do wycofania się – Scanlon zauważył chowającą się w gąszczu drużynę Viet congu razem z dowódcą.

Dwóm drużynom udało się dotrzeć prawie na koniec trasy przemarszu patrolu. Praktycznie cały teren został oczyszczony. Został tylko ostatni porośnięty bambusami odcinek. Zostawiłem Scanlona w rezerwie czekającego w ukryciu i wydałem rozkaz drużynie Owensa aby oczyściła ten ostatni kawałek terenu. Kiedy zniknęli w gęstwinie bambusów zaczęły się kłopoty. Nie wiem dlaczego. Rozmawiałem później o tym z sierżantem, wydaje mi się, że za dużo od nich wymagałem. Byli już cholernie zmęczeni, raz znaleźli się pod ostrzałem snajpera, za drugim razem udało im się wymknąć spod ostrzału załogi bunkra, za trzecim razem cudem uniknęli obrażeń kiedy jeden z ludzi uruchomił pułapkę. Już wtedy powinienem odpuścić im i wysłać inną drużynę. Ale to oni byli na szpicy i została tylko ta kępa bambusów.

Gdy znaleźli się w gęstwinie, Owens wydał rozkaz znalezienia jakiejś osłony. Żołnierze rozproszyli się, ale niestety nie udało im się natrafić na żadne miejsce dające jakąkolwiek ochronę. W tym momencie zostali zaatakowani ogniem z broni automatycznej oraz pociskami RPG. Niestety dwa z nich okazały się celne, jeden z zespołów – trzech ludzi – został trafiony, reszta przyciśnięta ogniem krzyżowym padła na ziemię. Przez krzyki Owensa w słuchawce słyszałem kanonadę i jęki rannych. Rozkazałem ludziom zebrać się do kupy i ewakuować rannych, ale nie udało im się – ostrzał był zbyt ciężki. Benson rzucił do słuchawki, że zadanie zostało wykonane i nakazał natychmiast wycofać wszystkie jednostki. Spytałem co z rannymi – odpowiedział, że wyślemy po nich ekipę ratunkową. Kurwa! Zapomniałem wskazać punkt ewakuacyjny! Będę musiał zrobić to teraz. W karierze dowódcy pojawia się taki moment, kiedy pojawia się sytuacja bez wyjścia, jakąkolwiek decyzję się nie podejmie, będzie zła. Żeby zdobyć zaufanie i szacunek własnych ludzi musiałem zacząć działać, nawet kosztem zawalenia całej operacji. Spojrzałem na zegarek, nie będą mieli czasu na ewakuację rannych na jedno z bezpiecznych stref lądowania. Rzuciłem okiem na mapę – najbliższe miejsca w które zdążę dotrzeć ja oraz mam nadzieję ranni to pole ryżowe znajdujące się szerokości bambusów, które były pod ostrzałem bunkra i leżący po drugiej stronie trawiaste wzgórze. Trudno, najwyżej dostanę opierdol od dowódcy jeśli sytuacja się spieprzy. Mój wybór padł na ryżowisko. Natychmiast wysłałem sygnał do Scanlona, żeby ruszyli z pomocą i następnie puściłem się biegiem na wzgórze w kierunku swoich ludzi. Drivere w bazie zrozumiał chyba o co mi chodzi i nakazał obserwatorom podjąć próbę zlokalizowania wroga i natychmiastowy ostrzał. Na szczęście udało im się, zauważyli strzały w dżungli i buszu znajdującym się na południe od pozycji Owensa. Kiedy przebiegałem przez pozycję Raya słyszałem jak wzywa wsparcie.

- Cannon four one, immidiate suppresion, grid XT570298, direction 3020, distance 200, over.
- Cannon four niner, immediate suppresion, batalion fire mission, grid XT570298. Out.

Gdy dobiegłem do krawędzi wzgórza przez liście drzew spojrzałem w dół wzdłuż trasy patrolu. Widać stąd było jak na dłoni cały teren – pola ryżowe, ciemno zielone obszary bambusów i dżungli oraz nieco bladsze plamy buszu. Daleko na południu zobaczyłem serię wybuchów na wysokości lasu. Scanlon dotarl na miejsce, natychmiast zajęli się rannymi. Dopiero teraz wydałem rozkaz wycofania się. Najpierw drużyna Scanlona z rannymi, następnie pozostali ludzie Owensa. Dalej pamiętam tylko jak biegłem przez pole ryżowe i jak skręcamy ze Scottem w lewo od trasy patrolu, na kolejne pole. Wyrwałem słuchawkę RTO i zacząłem wzywać helikopter. Okazało się, że wcześniej zrobił to Benson – medevac był już w drodze z Cu chi. Rzuciłem granat dymny.

- Little bear three one this is Bravo three six, over.
- Little bear three one. Over.
- Medevac request, XT572301, three man wounded, urgent situation. Approach with caution possible enemy fire. Poping goofy grape. Over.
- Understood. Going in hot. Purple smoke, out.

Rozejrzałem się wokół. Strefa lądowania była otoczona z dwóch stron bambusowymi zagajnikami, z dwóch buszem. Za chwilę usłyszałem warkot nadlatującego helikoptera, w tym samym momencie zobaczyłem wkraczających na pole żołnierzy podtrzymujących dwóch towarzyszy i niosących jednego nieprzytomnego. Scott wskazywał pilotom miejsce lądowania, ja podbiegłem do swoich ludzi – jeden z rannych rzeczywiście był w kiepskim stanie, dostał morfinę, ale stracił przytomność, dwóch pozostałych odniosło tylko rany powierzchowne. Gdy pakowaliśmy rannych do helikoptera z buszu po wschodniej stronie rozległy się strzały RPD. Machnąłem ręką pilotom żeby startowali i rzuciłem się na ziemię.

- Bravo six, this is three six, casualites has been medevaced, over – zdałem raport dowódcy, przekrzykując kanonadę.
- Three six, this is bravo six, get out of there!

Czołgając się, kazałem ludziom wycofać się i sam podążyłem za nimi. Kiedy znaleźliśmy się poza zasięgiem ognia wroga, wydałem rozkaz całemu plutonowi żeby się zbierał i opuścił teren operacji.

Po przylocie, zgłosiłem się do dowódcy kompanii. Benson najpierw wrzeszczał na mnie przez dłuższą chwilę, wykrzykując, że nie mam prawa kwestionować rozkazów przełożonych, a następnie uścisnął mi dłoń i powiedział "Dobra robota". Podczas mojej pierwszej misji nauczyłem się kilku ważnych rzeczy. Po pierwsze zawsze być ze swoimi ludźmi na polu bitwy, po drugie nigdy nie zostawiać ich samych bez wsparcia w postaci drugiej drużyny i po trzecie zawsze przed misją zaplanować i uzgodnić ze wszystkimi punkt ewakuacji.
Awatar użytkownika
palladinus
Posty: 1494
Rejestracja: 29 paź 2010, 14:10
Lokalizacja: Poznań
Been thanked: 5 times
Kontakt:

Re: Fields of fire, Wietnam 1967

Post autor: palladinus »

Brawa za inwencję!
Awatar użytkownika
berger
Posty: 79
Rejestracja: 02 cze 2011, 08:04
Lokalizacja: Lublin

Re: Fields of fire, Wietnam 1967

Post autor: berger »

Dzięki.. Relacja została spisana w ramach autoterapii podczas mozolnych prób wydobycia się z niezłego gówna, więc po jej zanotowaniu po prostu postanowiłem podzielić się zdobytymi w potach osiągnięciami.. Same Fields of fire są z definicji stworzone do kreacji obrazowych opisów. A taka forma terapii działa - rekonwalescencja w zasadzie powiodła się:)
Awatar użytkownika
berger
Posty: 79
Rejestracja: 02 cze 2011, 08:04
Lokalizacja: Lublin

Re: Fields of fire, Wietnam 1967

Post autor: berger »

Hmm nawiasem mówiąc fajny temat na osobny wątek - gry używane jako forma terapii w ramach leczenia..
Awatar użytkownika
palladinus
Posty: 1494
Rejestracja: 29 paź 2010, 14:10
Lokalizacja: Poznań
Been thanked: 5 times
Kontakt:

Re: Fields of fire, Wietnam 1967

Post autor: palladinus »

Ciekawe ile byłoby takich przypadków. Nie liczyłbym jednak okładania się pudełkami od GMT, ale jedynie rozegrane partię :)
Awatar użytkownika
rastula
Posty: 10022
Rejestracja: 04 sty 2012, 01:02
Lokalizacja: Poznań
Has thanked: 1277 times
Been thanked: 1308 times

Re: Fields of fire, Wietnam 1967

Post autor: rastula »

palladinus pisze:Ciekawe ile byłoby takich przypadków. Nie liczyłbym jednak okładania się pudełkami od GMT, ale jedynie rozegrane partię :)


a obcinanie narożników od żetonów łapie się - bo jak masz np 500 do obciachania to jest 2000 narożników - można mantrować a nawet wpaść w stany parahipnotyczne...


ps ( tak kupiłem sobie obcinacz do rogów ;)...
Awatar użytkownika
berger
Posty: 79
Rejestracja: 02 cze 2011, 08:04
Lokalizacja: Lublin

Re: Fields of fire, Wietnam 1967

Post autor: berger »

Albo przynajmniej podejmowane próby.. W moim przypadku byłyby to trzy tytuły:) Jedna partia Cold War jeszcze w umieralni.. W ramach pracy nad wnioskowaniem logicznym i podejmowaniem decyzji. Przegrana. Pięcioma punktami. Ale było mi wtedy wszystko jedno. Albo inaczej dałem - wygrać człowiekowi..:) Następnie jednoosobowe: Phantom leader i Fields of fire. W ramach pracy nad językiem, rozwojem wypowiedzi i w celach mnemotechnicznych. Moją relację z Phantom leader gdzieś tam można znaleźć na forum, krótkie, proste zdania okraszone brakiem płynności, ale przynajmniej połączone związkami logicznymi. Męczyłem się z tym strasznie..

A obcinanie narożników tylko w przypadku leczenia zaburzeń emocji oraz halucynozy alkoholowej. I nie oszukuj! Obcinacz to złamanie reguł!
Awatar użytkownika
Andy
Posty: 5129
Rejestracja: 24 kwie 2005, 18:32
Lokalizacja: Piastów
Has thanked: 77 times
Been thanked: 192 times

Re: Fields of fire, Wietnam 1967

Post autor: Andy »

Przede wszystkim: dużo zdrowia!
Gdy wszystko inne zawiedzie, rozważ skorzystanie z instrukcji.
Awatar użytkownika
berger
Posty: 79
Rejestracja: 02 cze 2011, 08:04
Lokalizacja: Lublin

Re: Fields of fire, Wietnam 1967

Post autor: berger »

Dzięki Andy:) Jeśli przetrzymam powrót do roboty to nic nie będzie w stanie mnie pokonać! :)
Awatar użytkownika
Andy
Posty: 5129
Rejestracja: 24 kwie 2005, 18:32
Lokalizacja: Piastów
Has thanked: 77 times
Been thanked: 192 times

Re: Fields of fire, Wietnam 1967

Post autor: Andy »

Przetrzymasz. (Stara) gwardia umiera, ale się nie poddaje! :wink:
Gdy wszystko inne zawiedzie, rozważ skorzystanie z instrukcji.
Awatar użytkownika
berger
Posty: 79
Rejestracja: 02 cze 2011, 08:04
Lokalizacja: Lublin

Re: Fields of fire, Wietnam 1967

Post autor: berger »

Aha:) Po powrocie z krainy afazji zamierzam zasiąść w kokpicie Shahaka i jako pilot hel-haavir spróbować w sześć dni rozbić imperialne plany państw Zjednoczonej Republiki Arabskiej. Muszę tylko przebrnąć przez instrukcję, która wydaje się całkiem przyjazna. Solowa misja Terry'ego Simo daje wskazówki w jaki sposób można bez problemów tworzyć własne scenariusze dla jednego gracza, tak więc drżyjcie wrogowie Izraela:)
ODPOWIEDZ