Dwie partie za mną, obie w czteroosobowym składzie. Gra jest bardzo dobra ale nie jest to zdecydowanie gra, w której można kręcić wyniki i sprawdzać najlepszą możliwą strategię - pobijać rekordy, czy to w ekipie, czy też swoje indywidualne. Nie należy nastawiać się na zwycięstwo, bo to może nie nastąpić, nie ważne jak będziemy się nad tym głowili.
Władcy ziemi to gra o wysokim współczynniku interakcji między graczami, w tym głównie negatywnej interakcji Każdy, dosłownie każdy ruch ma tutaj znaczenie, a większość z nich wpływa na każdego gracza, co wymusza bardzo często reorientację zamiarów i wykonanie swojego ruchu w inny, niż zaplanowany kilka minut wcześniej sposób.
Największą bolączką gry jest losowość. Losowość żetonów żywiołów i kart. Oczywiście, ktoś powie "no ale na to da się przygotować, dużo wcześniej". Taa, ciekawe jak przygotować się na wejście kilku identycznych żetonów na pole regresja i zubożenie, i to takich które tylko my posiadamy, jako adaptacyjne
. To samo tyczy się kart. Karta karcie nierówna. W szczególności taka karta (Symbioza) pozwalająca dobranie jednego losowego żetonu żywiołu z worka przez Ciebie i graczy, którzy posiadają mniej żetonów, a karta kataklizmu, bądź też karta bioróżnorodności. Kilka różnych zestawów kart, mniej lub bardziej fajnych w jednym rozdaniu i niestety nie ma co zbierać. Oczywiście można się przed losowością chronić odpowiednimi akcjami, no ale gdy ma się ograniczoną ilość pionów, to ciężko wtedy wykonać inne ruchy, walcząc o przetrwanie gromady ssaków, którym właśnie z planszy znikają żetony mięsa, a z planszetki żetony zboża
.
W tej grze należy według mnie przed rozgrywką ustalić z góry jedną rzecz: czy zezwalamy na grę nad stołem, gdyż potencjał do tego, aby zawierać sojusze, podpowiadać, podkładać przysłowiowe świnie i manipulować, aby osiągnąć swój cel jest bardzo duży.
Reasumując. Bardzo dobra gra ale nie brałbym, jej jako tytułu do wykręcania wyników, czy też napinania "geekowych" cyferek, oto średnio ciężkie euro wojenne.